Ostatnia aktualizacja 18 września 2018
W Himalaje na pewno wrócę! Choć momentami było ciężko, zimno i mało komfortowo, to żadne miejsce nie powaliło mnie tak swoim pięknem, wielkością i dostojnością jak właśnie te góry.
Rozpoczynamy przygodę w Nepalu. Zanim przyleciała Iza spędziłam leniwy tydzień w Kathmandu i miałam trochę czasu na czytanie, pisanie, siedzenie w kawiarniach i picie kawy. Wymarzone dolce far ninte (wł. słodkie nieróbstwo). Ale później…
Pojechałam do SPA. To było SPA dla duszy. 10 dni odosobnienia medytacyjnego – bez telefonu, bez rozmów, bez kontaktu wzrokowego, bez rzeczy do czytania i pisania. Vipassana – 10 dni medytacji. A tutaj przeczytasz jak to przeżyłam i dlaczego było warto:
Look at my mountains!
Skoro Himalaje wzywają to ruszamy! Przed trekkingiem wynajdujemy też informację, że nasza ulubiona nepalska kawiarnia – Himalayan Java Coffee – mieści się też w Jomsom, czyli na końcu trasy. To w Jomsom jest jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk świata (zresztą z kawiarni jest widok na ten prowizoryczny pas startowy) i to tam zakończymy trekking dookoła Annapurny. Całą trasę żartowałyśmy z innymi, że my to idziemy do Jomsom na kawę – jedyne 10 dni spaceru przez przełęcz położoną na ponad 5 400 m. Ach, no i nie mogło też zabraknąć piwa Everest. Zarówno przed jak i po 😉
Pomiędzy ośmiotysięcznikami
W każdą dłuższą podróż należy ze sobą zabrać sporo zdjęć paszportowych. Akurat biurokratyczne Indie wymagały ich wyjątkowo dużo i zostało mi jedno. Do pozwolenia, by wejść na trasę trekkingową dookoła Annapurny potrzebne były dwa zdjęcia i tak oto wylądowałam u… fotografa. Cała otoczka, sposób robienia zdjęcia (starym kompaktem Canona) i oczywiście stylistyka miejsca są jednym z lepszych wspomnień.
A pośrodku zdjęcie Manaslu. Tak sobie idziemy dookoła Annapurny, a tu nagle pojawia się ośmiotysięcznik. Ten widok jest z wysokości 2 700 m i właśnie po dwóch dniach w wioskach bez zasięgu i prądu udało mi się złapać sieć. Ach… Kto marzy o Himalajach powinien pakować plecak i więcej nie zwlekać!
Thorong La Pass
Po 8 dniach wędrówki docieramy na przełęcz 5 416 m. Po drodze było już naprawdę zimno. Każdego dnia powiększałyśmy też termosy z herbatą, by ułatwiać organizmowi aklimatyzację i łagodzić skutki wysokości. Ofiar choroby wysokościowej, które zmuszone były szybko niwelować wysokość nie brakowało. A kiedy już po dłuuuugiej wędrówce – bo jak dla mnie zejścia z nocnego ataku szczytowego dłużą się niemiłosiernie – dochodzimy do pierwszej wioski okazuje się, że tak szybko nie wrócimy. Hinduskie święto sparaliżowało ruch i tak ledwo chodzących busów i najlepiej dalej kontynuować trekking…
W chmurach
Tyle uśmiechów, rozmów, widoków, myśli, trudu, zwątpienia, dumy i satysfakcji można znaleźć tylko w górach…
W Jomsom na kawie
Wreszcie docieramy na upragnioną kawę do Jomsom na wysokości 2 700 m, czyli można już spokojnie oddychać.
Aby nikt nie narzekał obrałyśmy z Izą specjalną strategię obuwniczą. Nikt nie może powiedzieć „moje buty są niewygodne, nie idę”. Nawet skarpety dla pewności mamy te same!
A w środku tragarz i przewodnik izraelskiej pary, z którym zakumplowałyśmy się na trasie. Nepalczycy są absolutnie przeuroczy. Uśmiech, serdeczność, otwartość…
Czas na dżunglę!
Żyjesz na wolności, w swoim środowisku. Pewnego dnia wpadasz w sidła. Masz skute nogi, nie możesz zrobić nawet kroku. Twoje dzieci, bliźniaki, zostają rozdzielone do pracy na różnych farmach. I nie możesz nic zrobić, poza rozpaczliwym spojrzeniem. Jesteś słoniem… W Parku Chitwan miałyśmy jeep safari. Świadomie zrezygnowałyśmy ze słoni. Raz, w Tajlandii, miałam taką wycieczkę i nigdy więcej. Kiedy ludzie nie będą za to płacić, może choć jeden słoń więcej będzie wolny i uśmiechnięty. Podróżujmy świadomie i w zgodzie z naturą…
6 rano na łódce z krokodylami dookoła, później spacer po dżungli i wsłuchiwanie się w świat natury, następnie oglądanie kąpieli słoni… tak obchodziłyśmy Dzień Ziemi.
Panowie z okienka natomiast serwują najpyszniejsze lassi w Kathmandu. Mniam!
Kilka osób pytało czy idę na Everest po publikacji zdjęcia z bagażem. A ja po prostu zmieniałam pokój kiedy Iza już wyleciała do Polski 😉
Kartki wypisane – jedną wysłałam również do siebie, a co! – można wracać. Wracać? Następny przystanek… Kuba!
- Jakie ubezpieczenie turystyczne wybrać na Kubę - 14 lipca 2023
- Gorąca krew, czyli miłość po kubańsku - 4 lipca 2023
- TEDx Koszalin: Kuba. Wyspa, która zmienia wszystko - 30 maja 2023