Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Ostatnia aktualizacja 24 lipca 2023

O sklepach i kolejkach na Kubie można napisać książkę. Czekanie pochłania czasami większość dnia Kubańczyków i jest ważną częścią ich życia. Sklepów zresztą jest niewiele, a towaru w nich jeszcze mniej.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Dopiero po kilku miesiącach spędzonych na Kubie i wejściu w codzienny rytm kubańskiego życia zrozumiałam, czym tak naprawdę jest Kuba. Codziennie chłonęłam absurdy socjalistycznego systemu i podziwiałam sprawne poruszanie się Kubańczyków w nich. Ich współpracę i sposoby na radzenie sobie z trudami codzienności.

– Barbara, od dzisiaj na śniadanie, obiad i kolację jemy jajka! – krzyknęła do mnie żartobliwie teściowa. Wtedy zobaczyłam, że mamy dziesiątki, ba, grubo ponad setkę jajek w kuchni i wcale nie są to wielkanocne zapasy. Już prawie od tygodnia jajka były towarem niedostępnym w Vinales i wszyscy je między sobą pożyczali, by przede wszystkim mieć z czego zrobić tortillę turystom na śniadanie.

Nic nie wskazywało na poprawę, więc po jajka trzeba było pojechać do sąsiedniego Pinar del Rio. Pech chciał, że kiedy część sąsiadów była już w drodze na zakupy, jajka pojawiły się w Vinales. Informacja ekspresowo rozeszła się pocztą pantoflową po domach i wszyscy pobiegli ustawić się w kolejce. Tak oto z trzema paletami do domu wrócił Michel, z Pinar del Rio kolejne trzy przywiózł sąsiad, a później jeszcze sąsiadka dołożyła swoje.

Kupowanie na Kubie to rytuał. Myślę, że gdyby Kubańczycy zobaczyli tempo kasjerek w Biedronce albo samoobsługowe kasy w marketach, mieliby oczy szeroko otwarte. Jak można kupować tak po prostu? Gdzie ceremonia stania w kolejce i długich rozmów? Gdzie wąchanie owoców, by wybrać najpyszniejsze? Gdzie przebieranie pomiędzy warzywami i grymaszenie, by wytargować niższą cenę?

Kupowanie niejedno ma imię

No dobra, najpierw mnie to dziwiło. Dlaczego stoimy przy wózku z warzywami i owocami tak długo? Co to za teatr, żeby wszystkiego dotykać, wąchać, a pomiędzy bananami i ziemniakami poruszyć jeszcze tysiąc innych tematów? Później oczywiście odpowiednio długie targowanie się, droczenie i dopiero zakupy można udać za udane. I to wszystko oczywiście w upale!

Im lepszy był mój hiszpański i im dłużej byłam na Kubie, tak zaczęłam się wciągać w tę grę. Zrozumiałam, że na Kubie nie można tak po prostu kupować, ale też nauczyłam się odróżniać co jest naprawdę dobre, jeśli chodzi o warzywa i owoce. Tam to ma sens, bo jedzenie nie jest pryskane i nie zawiera chemii. Bawi mnie Michel, który na bazarku w Warszawie próbuje z takim samym zaangażowaniem wybierać produkty, ale jakoś o ich zapach jest trudniej…

Po miesiącu miałam system kupowania tak rozpracowany, że nie tylko wracałam z najlepszymi cenami, ale jeszcze zawsze z gratisami.

Kiedy pod dom podjechał wóz z warzywami i wybiegłam po ananasy, sąsiadki nie mogły się nadziwić Najlepsze są produkty i ceny z wozu, prosto od farmerów, którzy okrążają okoliczne miasteczka. W mig nawiązałam relację ze sprzedawcą, wybrałam co najlepsze, pokręciłam nosem na kolor bananów i w prezencie dostałam limonki. – To nie jest Kubanka?! Kręcił głową z niedowierzaniem kiedy sąsiadki biły mi brawo za udane zakupy w kubańskim stylu.

Na zdjęciu poniżej widzicie mojego ulubionego sprzedawcę, u którego zakupy były jak potężna dawka endorfin każdego dnia.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Ultimo?

Kubańskie kolejki to kolejna rzecz, która wymaga odpowiednio dużo naszej uwagi. Jak widać (na zdjęciu poniżej kolejka w Hawanie do sklepu z mięsem), kolejki nie są krótkie. Kiedy coś pojawia się w sklepie, natychmiast wszyscy w okolicy dowiadują się o tym i biegną do sklepu Ale ponieważ czasami stoi się kilka godzin, to nie jest to wzorowy sznur ustawiony gęsiego. I wtedy właśnie wkracza poważny system pilnowania swojego miejsca.

– Ultimo? (hiszp. ostatni) – zapyta każda osoba, która pojawia się w kolejce. I wtedy ta ostatnia tłumaczy, kto jest przed nią, że ona jest ostatnia, ale teraz obowiązek pilnowania kolejki spoczywa na nowym w kolejce. I tak każdy każdemu tłumaczy.

Czasami usłyszy się nieco więcej. Na przykład ktoś komuś trzyma miejsce w kolejce i wtedy powie mniej więcej tak:

– Ten stary jest przede mną teraz, ale gruba za chwilę wróci i będzie przede mną, a ty chudzino jesteś ostatnia. Brzmi niesympatycznie? W Polsce nikt sobie nie pozwoli na takie spoufalanie, ale na Kubie tak naprawdę jest to okazywanie sympatii poprzez takie, nieco uszczypliwe, epitety.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Najpierw życie, później interesy

Na Kubie nie wypadałoby tak po prostu robić interesów. Szczerze mówiąc do tego też musiałam przywyknąć, a i tak nie jestem pewna czy mi się to udało. Stoimy w długiej kolejce po karty do internetu. Kolejka zawsze jest długa, bo obcokrajowcy mają spisywane paszporty, a Kubańczycy podają swój PESEL i też są wprowadzani do systemu, a nikomu z obsługi się nie spieszy…

– Jak twoja siostrzenica? Ah, a jak się czuje twoja babcia? Polepszyło się jej? No dobrze, to pozdrów ode mnie męża i dzieci – takie dialogi wydłużają kolejki, ale przyjść, spotkać kogoś znajomego i tak po prostu przejść do interesów to nie do pomyślenia.

Relacje, rodzina, przyjaźń – to dla Kubańczyków filar w socjalistycznym systemie. Trzymają się razem, okazują to sobie i żadna zniesmaczona turystka nie będzie ich poganiać.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sprawy prywatne Republiki Kuby

Niestety, sporo zdjęć z państwowych sklepów – jak ten poniżej – zostało ocenzurowanych już na Kubie. Kilka razy zostałam wyproszona z aparatem ze sklepu, ale również Michel zawsze uczula mnie na publikacje.

– Chcesz, żebym już nigdy nie mógł wrócić na Kubę? – straszy mnie czasami, kiedy odgrażam się publikacjami na temat polityki. Myślę, że w języku polskim jestem bezpieczna, ale za „naruszanie spraw prywatnych Republiki Kuby” już niejeden obywatel i dziennikarz wyjechał z wilczym biletem.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

To sklep, w którym na kartki kupuje się ryż, mydło, olej, a czasami też zapałki.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

W Trinidadzie Panie nie tylko nie wyprosiły mnie ze sklepu, ale nawet uraczyły delikatnym uśmiechem.

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

W Tesco jak w Disneylandzie

Wiele osób pyta Michela co było dla niego największym zaskoczeniem w Europie. Niekwestionowane pierwsze miejsce zajmują sklepy. Nigdy nie zapomną pierwszej wizyty w Tesco. Uginające się od ilości towarów regały, wybór przyprawiający o zawrót głowy, wózki na towar, kasy z taśmami…

Dla nas to codzienność. Ale spójrzcie na zdjęcia sklepów na Kubie, wyobraźcie sobie, że całe życie znacie tylko taką rzeczywistość, a później nagle bum. – Tu jest jak w Disneylandzie – powiedział Michel, chociaż ani ja ani on nigdy nie byliśmy w parku rozrywki Disneya. Później była pierwsza galeria handlowa i kolejny szok…

I wiecie co? Wciąż zastanawiam się co jest lepsze…

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Kolejka po mundurki szkolne na ulicy Trinidadu

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco  Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco     Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

 

Wystawa sklepowa

Na wystawie wszystko co jest dostępne w sklepie. Właściwie to prawie wszystko co potrzebne, by zrobić mojito. Czego chcieć więcej? 😉

Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco

Barbara Stawarz-García

4 thoughts on “Sklepy i kolejki na Kubie vs Kubańczyk w polskim Tesco”

Dodaj komentarz